A co z gotowością rodzicielską do rozpoczęcia klasy pierwszej?

Nim sześciolatki zabrały swoje zbyt ciężkie tornistry i chwiejnie przekroczyły próg nowej szkoły, psycholog z pedagogiem pochylili się nad każdym z nich i sporządzili opinię o gotowości szkolnej. Siedmiolatki mają być gotowe do szkoły z definicji, a mamy… A mamy to już w ogóle…

A co, jeżeli mamy nie przejawiają gotowości rodzicielskiej do rozpoczęcia klasy pierwszej? Poniżej mój subiektywny spis cech, które powinna przejawiać mama, żeby móc spełniać szkolne wymagania:

  1. Mocno rozwinięte zdolności komunikacji z gronem pedagogicznym (również, jeżeli sama jest członkiem owego grona).
  2. Radzenie sobie z lękiem społecznym, gdy będzie się chciało odezwać na zebraniu i poprosić o inny kierunek wycieczki szkolnej niż restauracje McDonalds.
  3. Sprawność fizyczna pozwalająca na przenoszenie 5 kilogramowego plecaka.
  4. Dyspozycyjność: odbieranie ze szkoły, pomaganie w lekcjach, wożenie na zajęcia dodatkowe, chodzenie na zebrania z rodzicami.
  5. Obniżone zdolności słuchowe i obniżony próg bólu głowy w odpowiedzi na bodźce dźwiękowe.
  6. Zdolności do zapamiętywania nowych elementów, gdy będzie musiała dowiedzieć się czym jest krepina oraz że pastele nie są jedynie kolorami, ale specjalnym rodzajem kredek.
  7. Poziom mistrzowski w ocieraniu łez ukradkiem i w opanowywaniu wzruszenia.
  8. A tak bardziej serio, czas na przećwiczenie radzenia sobie z własnym lękiem separacyjnym

Na angielskich Internetach znalazłam nawet utwór opisujący trudy matczynego rozstawania się, z coraz większym już brzdącem. Nie będę go tłumaczyć, żeby nie popsuć kompozycji, ale jeżeli, ktoś z Was ma na to pomysł, to zapraszam!

Maria Hrehorowicz

Dziecko smutne, a może ma depresję?

Z czym się kojarzy depresja?
– smutek, obniżony nastrój, brak chęci do aktywności. Tak to są cechy charakterystyczne. Jednak rozpatrując je łatwo pomylić depresje z chandrą lub tzw. „dołem”
Depresja to także bezsenność, poczucie i urojenia winy „wszystko przeze mnie”,  to także omamy słuchowe mówiące o byciu złym, beznadziejnym. Jest różnica prawda?

12 latek mówi „po co mam się starać i tak nic to nie zmieni?” „Lepiej, żeby mnie było”. W kontaktach z rówieśnikami zaznacza się wycofanie, ale także agresja. Dziecko siedmioletnie przestało czerpać radość z zabawy, nie ma zainteresowań, mimo, że wcześniej chciało wiele. Teraz jest drażliwe, agresywne, czasem autoagresywne. Są to sygnały alarmowe. Trzeba się przyjrzeć takiemu dziecku i skontaktować się ze specjalistą.
W innej sytuacji, gdy Starsza siedmioletnia mówi „mamą jestem smutna, nie mam po co żyć” – zapala się lampka ostrzegawcza i drążę temat. Co lubisz robić? „Grać na klarnecie i w piłkę”. Można odetchnąć z ulgą. Po przytuleniu, rozmowie i zjedzeniu czegoś smacznego humor się poprawił, zaczęła się bawić i śmiać. Byłam już spokojna – to nie objaw depresji, tylko chwilowa chandra – typowa dla dziecka siedmioletniego.

Objawy depresji u dzieci:
– obniżony nastrój
– utrata zainteresować, unikanie spotkań z rówieśnikami
– zobojętnienie, apatia, nuda
– bezsenność
– drażliwość: dzieci nie tolerują krytyki, uwag, łatwo się denerwują, mogą także być agresywne
– uczucie niepokoju, lęku bez istotnej przyczyny
– myślenie depresyjne, przeświadczenie o beznadziejności, bezużyteczności
– działania autodestrukcyjne i autoagresywne
– myśli i tendencje samobójcze
– u starszych dzieci stosowanie używek: alkohol, narkotyki
– objawy psychotyczne: najczęściej omamy słuchowe, głosy krytykujące, mówiące o beznadziejności
– dolegliwości bólowe: bóle brzucha, bóle głowy i inne dolegliwości somatyczne, które mogą być dominującym objawem

Problemy szkolne w przebiegu depresji:
– pogorszenie wyników w nauce
– brak chęci do nauki
– lęk przed szkołą
– konflikty z rówieśnikami
– agresja

Jeśli Twoje dziecko z radosnego stało się smutne, jeśli ma któreś z wymienionych objawów zwróć się o pomoc do specjalisty. Zacznij od psychologa, jeśli będzie dalej widział coś niepokojącego pójdź do psychiatry. Zacznij od pilnej konsultacji psychiatrycznej, gdy omamy słuchowe każą dziecku zrobić sobie krzywdę, lub gdy jego objawy znacząco utrudniają funkcjonowanie w szkole i w domu.

Jak często?
Mało kto kojarzy depresję u dzieci, jednak wg badań u osób przedpokwitaniem depresja występuje w ok 0,2-1,5 %, u adolescentów nawet do 15%. Dlatego nie warto bagatelizować sygnałów alarmowych.

Leczenie.
W przypadku łagodnych epizodów skuteczna jest psychoterapia. Dlatego warto być w kontakcie z psychologiem lub psychoterapeutą. Jednak w depresji o ciężkim przebiegu jak również w depresji z objawami psychotycznymi warto dosyć szybko włączyć leczenie farmakologiczne, żeby zmniejszyć ryzyko samobójstwa.

Leki antydepresyjne nie uzależniają. To nie są leki uspokajające. Mają za zadanie powstrzymać uciążliwe objawy. Mają za zadanie uratować dziecko.

Życzę wam radosnych dzieciaczków

Anna Maleckahttp://bonalabor.pl/poradnia/zespol/

Bibliografia:
1. Duża depresja – pojedynczy epizod. Nawracająca duża depresja. Dystymia. Jolanta Rebe Jabłońska w Psychiatria Dzieci i Młodzieży pod red. Ireny Namysłowskiej.
2. http://pediatria.mp.pl/choroby/psychiatria/show.html?id=81302
3. http://www.psychiatria.pl/artykul/depresja-u-dzieci-kiedy-podejrzewac-i-jak-postepowac/3054.html

Czy można zabierać punkty? – dyżurne pytanie w gabinecie psychologa

Co jakiś czas mam okazję rozmawiać z rodzicami małych dzieci: wczesnoszkolnych i przedszkolnych. Różne przyczyny ich sprowadzają: zwiększone obawy, nagła zmiana w zachowaniu, a niekiedy coś co określane bywa „on/ona mnie nie słucha”. Zwykle ciekawi mnie w takich sytuacjach, co rodzice mają na myśli mówiąc o nieposłuszeństwie. Każda rodzina jest inna, więc zwykle dość długo rozmawiamy zanim, nabieram przekonania, że mam jako takie wyobrażenie, na temat relacji między ludźmi, których słucham. Często pytam o to, czy stosują oni, lub czy próbowali stosować tgz. „tablicę motywującą” czyli metodę żetonową polegającą na nagradzaniu tego, czego chcemy dziecka nauczyć. Jeżeli okazuje się, że nie to opisuję po krótce jak ma wyglądać taka tablica i zachęcam do wypróbowania jej przez jakiś okres czasu, po to by zarówno rodzice jak i dzieci mogli przetestować na własnej skórze jej działanie. Ustalamy wspólnie możliwą listę nagród, określamy ilość punktów jakie dziecko ma zebrać, spisujemy co konkretnie będziemy nagradzać, przekazujemy dziecku, czego dzięki punktom chcemy je nauczyć itd.

Wtedy pojawia się dyżurne pytanie:

„Czy można zabierać punkty?”

Skąd w nas taka potrzeba karania naszych dzieci? Przecież wiemy, że najskuteczniejszą na dzień dzisiejszy metodą uczenia czegokolwiek drugiego człowieka jest nagradzanie podejmowanych przez niego wysiłków w pożądanym przez nas kierunku. Może kiedyś wpadniemy na lepszy sposób, ale w chwili, gdy to piszę mamy właśnie taki.

O co chodzi rodzicom, którzy często nie spróbowali jeszcze usystematyzować nagród, a już myślą o tym, by karać?

Chwilę się nad tym zastanawiałam i świta mi w głowie pewien pomysł. Odpowiedzią może być uczucie, które często próbuje zostać kapitanem okrętu ludzkiego umysłu. Myślę tu o lęku.

„Jeżeli będę go tylko nagradzał, to stanie się rozpieszczony i wyrośnie na złego człowieka”, „Jeżeli nie ukarzę go, gdy napyskował, zrobi to znowu, ale bardziej”; „Co będzie następne? Będzie brał narkotyki i upijał się w rowie, a ja sobie z nim nie poradzę” Obecność takich wątpliwości nie jest niczym zaskakującym, ani nieprawidłowym. Troszczymy się o nasze dzieci, więc obawy mają prawo się pojawić. Jeżeli jednak pojawiają się w postaci galopującego zamartwiania się o przyszłość (jeżeli nie nauczę jej ścielić łóżka, to zostanie bałaganiarą, a to później sprawi, że w jej związku będą konflikty i się rozwiedzie), lub też sztywnego kursu w postaci dawnych, nieefektywnych zachowań (Co on zrobił?! Jeżeli nie zabiorę mu punktów to nigdy się nie nauczy!!!) to może być znak, że lęk próbuje przejąć stery nad naszym statkiem.

„Cóż mam więc robić, jeżeli nie mogę zabierać punktów? Co mi zostanie? Stracę kontrolę.” W obliczu lęku, nagle przestają mieć znaczenie argumenty, że podobno nagrody uczą sprawniej. Nie trafia wówczas do nas przykład tego, jak my się czujemy, gdy sami dostajemy karę od życia, czy choćby od szefa. Czy zawsze mamy ochotę przemyśleć swoje zachowanie? Czy raczej przeżywamy złość na otoczenie i tego, kto naszym zdaniem tak okropnie nas potraktował?

Odpowiadając na pytanie stawiane tak często w gabinecie, a dziś w tytule: „Czy można zabierać punkty?” Można, ale nie ma to większej wartości. Szansa na to, że nasze dziecko pozbawione punktu przemyśli swoje zachowanie i mocno postanowi się poprawić, są naprawdę nikłe. Chyba, że zabranie punktu ma służyć rozładowaniu naszych uczuć – wówczas faktycznie ma szanse pomóc, jednakże dziecku nie przyniesie to żadnej korzyści. Gdy wprowadzamy system nagród, spróbujmy najpierw nagród. Nie kar. Pozwólmy naszym dzieciom zdobywać punkty szybciej lub wolniej. Samo odroczenie nagrody jest często zupełnie wystarczającą karą .

Maria Hrehorowicz

Jak przetrwać z dzieckiem w sklepie?

Przyjemnie byłoby od czasu do czasu zrobić zakupy spożywcze i nie mieć przy tym koszyka załadowanego dodatkowo słodyczami, serkami, zabawkami, czy gazetkami. Metody na to są dwie:

  1. Nie zabieranie dziecka do sklepu
  2. Zabieranie dziecka do sklepu i użycie tej sytuacji do stymulowania inteligencji emocjonalnej u niego i u siebie.

W pierwszym przypadku mamy święty spokój od razu, ale nie możemy niestety zmienić strategii bez jego utraty, w drugim najpierw musimy się trochę nagimnastykować, ale rezultatem będzie święty spokój niezależnie od tego czy będziemy później zabierać dziecko do sklepu czy nie.

Jeżeli chcemy spróbować zmierzyć się z dzieckiem i sklepem, warto spróbować najpierw spróbować możliwie najdokładniej opisać rzeczywistość, w której za chwilę się znajdziemy. Zwykle w takich przypadkach, warto przyjrzeć się sobie, a zachowanie dziecka przestanie nas zadziwiać. Jak my czujemy się w sklepie? Czy kiedykolwiek czuliśmy ekscytację na widok jakiejś wystawy, czy promocji? Czy kiedykolwiek kupiliśmy coś pod wpływem impulsu? Jeżeli choć raz w życiu nam się to przytrafiło, mamy szansę zrozumieć, jak czuje się w sklepie małe dziecko, którego zdolności do kontroli impulsów są nieporównywalnie niższe niż nasze. Cała sklepowa ekspozycja skonstruowana jest w taki sposób, by wywoływać emocje i prowokować do impulsywnych zakupów, bez zbytniego zastanawiania się nad tym czy danej rzeczy potrzebujemy czy nie. „Ale fajnie, chcę to” to w uproszczeniu wymarzony z perspektywy sklepu stan człowieka, który sklep odwiedza. Nasze pociechy doświadczają podobnych pragnień, ale ze względu na krótki trening radzenia sobie i mniejszą zdolność do rozpoznawania i nazywania różnych stanów psychicznych mogą być tego nieświadome, co zmniejsza ich zdolność do samoregulacji. Warto uzupełnić standardowe opowiedzieć dziecku o tym, czego może się spodziewać po wejściu do sklepu. Można opisać sytuację gdy zapragnęło ono czegoś na sam tego widok, a przestało o tym pamiętać, na krótko po zmianie scenerii. Dziecko prawdopodobnie zainteresuje też fakt, że na mamę i tatę wystawa oddziałuje podobnie i że rodzice również zmagają się z chwilowymi pragnieniami.

Nie zapominajmy o docenieniu zmagań naszych dzieci, które obserwujemy, gdy próbują one się kontrolować w odpowiedzi na nasze przecież, a nie własne pragnienia. Łatwiej nam będzie nagrodzić dziecko, jeżeli zapamiętamy, że spokój, a nawet próba zachowania spokoju w miejscu, które jest zaprojektowane tak by wzbudzać impulsywne zachowania nie jest stanem naturalnym i oczywistym, a raczej wyćwiczonym oraz że radosne podskakiwanie i ściąganie z półek wszystkiego co zwraca uwagę to reakcja naturalna, a grzeczny przemarsz przez supermarket i oczekiwanie, aż mama wybierze rodzaj makaronu to dla dziecka wysiłek. Krótkie „widziałam, jak przeszedłeś spokojnie obok czekolady”, „podobało mi się, że dziś w sklepie szedłeś obok mnie” zapewni malucha o tym, że jego starania są dla nas ważne.  Po zakupach warto przyznać dziecku punkty, jeżeli je stosujemy, pójść na chwilę na plac zabaw, czy w inny sposób nagrodzić podjęty przez nie wysiłek.

Maria Hrehorowicz

Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Czasami spotykam rodziców, którzy nie są pewni, czy to „normalne”, że ich dziecko płacze, lub krzyczy, gdy coś mu się nie podoba? Czy emocje ich pociech, aby na pewno nie są odrobinkę „za bardzo?”. Co mogą zrobić, żeby pomóc dziecku szybko się uspokoić?

Takie pytania wydają się wskazywać na duże zaangażowanie rodzica w opiekę nad swoją latoroślą, chęć zwiększenia świadomości i zrozumienia własnego dziecka, a zatem bardzo cieszą.

Emocje odczuwamy każdego dnia. Zarówno w dzieciństwie jak i dorosłości. Mimo to, wiele osób nie lubi się emocjami zajmować, a swoim dzieciom proponuje tę samą strategię. Nic w tym dziwnego. Zdecydowana część uczuć jest nieprzyjemnym doświadczeniem. Gwałtowne manifestacje emocji bywają kłopotliwe w różnych sytuacjach społecznych. Mówiąc inaczej, każdego dnia oddziałujemy na siebie nawzajem budząc w sobie i w innych ludziach kolejne uczucia. Wychodzimy z dzieckiem do sklepu po masło, dziecko krzyczy, że chce loda – jest w emocjach, obserwując je zastanawiamy się, czy mamy kupić tego przykładowego loda, czy nie – jesteśmy w emocjach, inni ludzie nam się przyglądają, może ktoś sobie coś pomyśli – poczuje emocje. My widzimy, że inni mogą zobaczyć, jak zmagamy się z dzieckiem w lodowym konflikcie – odczuwamy kolejne emocje. I tak dalej, i tak dalej, niekończąca się feeria różnych uczuć silniejszych, słabszych, przyjemnych lub przykrych.

Dzieci mają mniejszą zdolność do regulowania uczuć niż dorośli, więc często ich reakcje są bardzo wyraziste, co dla rodzica może po jakimś czasie stać się nieco uciążliwe. Nie dziwi więc pragnienie szybkiego załatwienia problemu szybimi: „nie płacz”, „przestań, „to tylko lód, już dzisiaj jadłeś”. Niestety szybko można się przekonać jak bardzo nieskuteczne bywają takie komunikaty, w myśl zasady, że jeżeli chcesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to cały dzień.

Zastanówmy się przez chwilę co mogłoby się stać, gdyby nasze dziecko, które właśnie otrzymało słodką kulkę i upuściło ją po trzech krokach od lodowej budki usłyszało od nas „Nie płacz, to tylko lód! Staliśmy dwadzieścia minut w kolejce, zrozum, że nie możemy drugi raz stać, bo nie zdążymy na ciuchcię.”?

Przychodzą mi do głowy różne scenariusze, ale raczej żaden nie zakłada dziecięcego uśmiechu, krótkiego „racja mamusiu” i dalszego spaceru z cudowną świadomością małej, dziecięcej rączki ufnie ściskającej moją dłoń.

Dlaczego zasada, że jeżeli próbujesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to prawdopodobnie cały dzień sprawdza się w relacjach z dziećmi? Myślę, że dlatego, że zakłada brak zrozumienia dla uczuć naszych milusińskich.

Co zatem możemy wstawić w miejsce „Nie płacz, to tylko lód” i dalszego „racjonalnego tłumaczenia”?

Gorąco zachęcam do spróbowania metody trzech kroków, gdzie:

Raz: jest to krótka obserwacja sytuacji: dziecku spadł lód i zaraz zaczęło płakać.

Dwa: nazwa emocji: smutek, żal

Trzy: na głos wypowiedziany opis tego, co właśnie zobaczyliśmy w krokach Raz i Dwa: „jest ci smutno, bo upadł ci lód…”

Cóż może odrzec mały człowiek, który usłyszał podobną oczywistość? Jest całkiem spora szansa, że odpowie „tak”, bo poczuje się zrozumiany, a poczucie bycia zrozumianym jest kluczowym elementem bliskich relacji.

Teraz mamy sporą szansę, że nasze dziecko skonstruuje krótką relację o tym czego doświadczyło. Warto oprzeć się pokusie zagadywania go, minimalizowania problemu czy podawania szybkich rozwiązań. Pozwólmy mu opowiedzieć co się stało z jego lodem, pomimo że przecież byliśmy tego świadkami. Możemy porozmawiać o tym, że to doprawdy okropne, że lody spadają, że też tak nam się kiedyś zdarzyło i również było nam bardzo przykro, a raz to nawet płakaliśmy, pofantazjować, że to lody to chyba uciekają przed buzią i nie chcą do brzuszka tylko na wolność. Pozwólmy naszemu dziecku opowiedzieć czego doświadczyło, a temperatura jego uczuć będzie spadać wraz z jego opowieścią.

Przełóżmy to jeszcze na świat dorosłych. Jak byśmy się poczuli, gdybyśmy usłyszeli biurową plotkę na swój temat, a ktoś bliski uraczyłby nas nieśmiertelnym „nie przejmuj się, to tylko praca”.

Co moglibyśmy poczuć, gdyby ta sama osoba zastosowała by metodę raz dwa trzy i spróbowała: „to przykre/wkurzające, że Cię obgadują.” Może nawet zachęciłoby nas to do skonstruowania opowieści na temat sytuacji w pracy i zregulowalibyśmy sobie przykre uczucia do zupełnie znośnego poziomu.

Nie zmieni to samej sytuacji, ale naszą zdolność do znoszenia tej sytuacji, w której aktualnie się znaleźliśmy.

W końcu, to tylko lód/praca, prawda?

Maria Hrehorowicz

Książka zamiast słodyczy

Jedna ze szkół podstawowych na Florydzie postanowiła zainstalować na swoim terenie automat bez cukru i pustych kalorii. Nie przyczyni się on do powstawania nowych komórek tłuszczowych, a raczej do tworzenia się nowych szlaków neuronalnych, bo zawiera…. książki!

Można kupić w nim książkę dla dzieci w cenie 50 centów, co jest przyjazną ceną również w naszych warunkach! Uczniowie mogą wymieniać na książki również żetony, które otrzymują za swoje szkolne osiągnięcia.

Warto chyba zwrócić uwagę na fakt, że powodem sięgania po słodką przekąskę wcale nie musi być głód, a może być nim np….. nuda! Miejmy nadzieję, że i u nas szkoły poeksperymentują ze zdrowymi propozycjami alternatywnymi dla nadmiernego spożywania szybkich przekąsek w szkołach.

Kiedy powinniśmy zwrócić uwagę, że coś złego dzieje się z dzieckiem?

Pewna osoba zadała mi takie pytanie: kiedy powinniśmy zwrócić uwagę, że dzieje się coś złego ze zdrowiem psychicznym dziecka?

Matheus Bertelli

Pewna osoba zadała mi takie pytanie: kiedy powinniśmy zwrócić uwagę, że dzieje się coś złego ze zdrowiem psychicznym dziecka?

Jest to bardzo obszerne pytanie. Trudno odpowiedzieć na nie krótko, w kilku słowach.

Warto zwrócić uwagę na to, że to nie konkretne zachowania dziecka są sygnałem alarmowym, lecz zachowania, których do tej pory nie było, które nie są zgodne z dotychczasowym charakterem i temperamentem dziecka.Powinniśmy się martwić, kiedy obserwujemy nagłą zmianę zachowania.

Przykłady:

– dziecko, które zawsze było duszą towarzystwa, chętnie chodziło na różne zajęcia, spotykało się często ze znajomymi, nagle zaczyna się izolować, nie odzywa się do nikogo, zaprzestaje różnych aktywności, traci zainteresowania.

– dziecko, które było raczej domatorem, nagle zaczyna chodzić na imprezy, lub podejmuje zachowania ryzykowne, jest nadmiernie rozbudzone seksualnie

– dziecko, które zawsze było pogodne i otwarte, zaczyna być podejrzliwe, boi się ludzi, uważa, że wszyscy mu zagrażają

– dziecko zaczyna być agresywne, drażliwe, reaguje napięciem nieadekwatnie do bodźca.

– dziecko zaczyna zadawać pytania o śmierci, szczególnie o to co by się stało, gdy jego zabrakło.

– dziecko przestaje jeść lub wymiotuje

– dziecko przestaje się odzywać

– dziecko skarży się na bóle, dolegliwości somatyczne bez uchwytnej przyczyny w badaniach.

– dziecko ma problemy ze snem: często się budzi, nie może zasnąć, bądź śpi zbyt dużo.

– dziecko z kimś rozmawia, sprawia wrażenie, jakby kogoś słuchało, poszukuje źródła zapachu, którego nie ma. Widzi postacie, których nie ma.

Objawy wymienione mogą sugerować rozwój choroby psychicznej. Część z nich może być wynikiem trudnych przeżyć takich jak doświadczanie przemocy.

Warto często rozmawiać z dzieckiem o uczuciach, przemyśleniach zarówno naszych jak i jego. Należy być z dzieckiem, a nie obok niego. Nie dopiero wtedy jak zauważymy coś niepokojącego, ale od początku. Wtedy w porę wykryjemy zmianę w zachowaniu, szybko dostrzeżemy, że dziecku się dzieje krzywda, szybko zareagujemy.

Anna Malecka

Co jest pomiędzy dzieckiem a rodzicem (opiekunem), czyli co nieco o przywiązaniu


Dominika Roseclay

Dziecko niezwykła istota, owoc miłości, cud, skarb.

Ale czy tak było zawsze? Czy każdy o tym pamięta? Jak o ten skarb dbać, by powstał z niego cenny diament?

Przed i na początku XVIIIw. traktowano dziecko z dużą obojętnością, odmawiano czułości, bliskości i zainteresowania. Nikt nie zastanawiał się nad związkiem matki i dziecka, ani nad wpływem ich relacji na późniejsze życie potomka.
W II połowa XVIII możemy mówić o  początku zmiany myślenia. Dostrzeżono, że kobieta posiada naturalny instynkt macierzyński. Jest odpowiedzialna za rozwój swojego dziecka, powinna karmić je piersią.

Na przełomie XIX i XXw. S. Freud tłumaczył, że pierwsza relacja w życiu człowieka buduje się poprzez zaspokajanie przez matkę popędów dziecka, np. głodu. Dziecko uczy się organizować swoje doświadczenie poprzez kontakt z matką. Jednak najważniejsze było zaspokojenie potrzeb fizjologicznych dziecka.

W XXw etolodzy dostrzegli, że więź między matką a dzieckiem jest pierwotna oraz opiera się na czymś więcej niż jedynie na zaspokajaniu potrzeb fizycznych.

W drugiej połowie XX w J. Bowlby rozwijał swoją teorię przywiązania, na której dzisiaj bazujemy swoją wiedzę na temat rozwoju dziecka. 

Przywiązanie jest jak sznur niewidzialny, jak coś co przyciąga dziecko do opiekuna, coś co warunkuje, że dziecko będzie bezpieczne, przetrwa. 

Od prawidłowego przywiązania, od prawidłowej jakości i długości sznura będzie zależał prawidłowy rozwój oraz zdrowie psychiczne dziecka, jak i opiekuna. 

Więź między dzieckiem a opiekunem (najczęściej matką) rozwija się w kilku etapach.

Pierwszy zaczyna się od urodzenia i trwa około 6 tygodni. Podstawowym sygnałem jest niezróżnicowany płacz, to nim woła mamę, to nim walczy o przetrwanie. Niemowlę wydłuża kontakt przez wtulanie, ssanie, chwytanie. Kształtuje się podstawowe przywiązanie
Kolejny etap: 8-12 tydzień, kiedy życia dziecko zaczyna różnicować i preferować jednego opiekuna i kierowanie sygnałów do tej wybranej osoby. Kształtowanie właściwego przywiązania. 

Następna faza trwa do ukończenia 2 roku życia. – zachowania ukierunkowane na cel. Dziecko przewiduje zachowania opiekuna, a następnie dostosowuje swoje działania, aby zapewnić sobie obecność preferowanej osoby. Okazuje swoje przywiązanie przez podążanie za oddalającym się opiekunem, radosne witanie, poszukiwanie z nim bliskości. Przywiązanie w tym okresie stabilizuje się. 

Jeśli w ciągu pierwszych 3 lat życia nie powstanie więź, zagraża to późniejszym zdolnościom dziecka do tworzenia związków uczuciowych

W teorii przywiązania rolą opiekuna jest bycie „bezpieczną bazą”. Miejscem, osobą do której dziecko może uciec w trudnych chwilach. Dziecko spokojnie może eksplorować otoczenie, poznawać świat. Jest świadome i czuje się bezpiecznie, bo zawsze matka, ojciec zareagują na jego potrzeby. Chwili złej, niebezpiecznej przybiegnie, wtuli się i po ukojeniu swoich lęków wróci do eksploracji świata. Opiekun ma być dostępny dla dziecka, reagować adekwatnie na potrzeby dziecka.

Rodzic ma być także lustrem, odzwierciedleniem stanów emocjonalnych. To rodzic uczy dziecko nazywać i wyrażać to co przeżywa. Od pierwszych dni dziecko wpatruje się w twarz matki, naśladuje je. Matka obserwuje dziecko, nazywa to co widzi. Nazywa strach, nazywa złość, nazywa radość. Pomaga okiełznać te różne emocje.

Dzięki temu dziecko będzie kiedyś samo umiało rozpoznać i prawidłowo wyrazić emocje, będzie umiało także przekazać tę umiejętność swoim pociechom.

Pozabezpieczne przywiązanie może zakłócać postrzeganie świata. Jako niebezpieczne, zagrażające. Dziecko może reagować nadmiernym lękiem, bądź agresją do opiekuna, czy innych osób.

Manifestacją przywiązania osoby dorosłej jest małżeństwo „na dobre i na złe”, „w zdrowiu i chorobie”, co podkreśla potrzebę bezpiecznej bazy na całe życie. Kluczową rolę w wyborze partnera odgrywa nieświadomy, pierwotny system przywiązania.

Anna Malecka

Nagroda zamiast loda – origami

Z jednej strony wiemy wszyscy, że cukier szkodzi, zbyt dużo cukru znajduje się w produktach spożywczych oraz że nie warto szafować cukrem w dziecięcej diecie. Z drugiej jednak strony słodycze to często pierwsza nagroda dla dziecka jaka przychodzi nam do głowy. Jakoś tak jest, że w procesie uczenia nie ma to jak sposób „na karmę” i zasada ta znajduje zastosowanie również dla naszego gatunku.

Podejmując próbę urozmaicenia nagród dawanych naszym dzieciom rozpoczynamy cykl: „nagroda zamiast loda”. Chcielibyśmy tu prezentować ciekawe pomysły nagradzania dzieci, które można stosować na co dzień. Nie obędzie się oczywiście bez Waszej pomocy – piszcie w komentarzach jakie nagrody stosujecie, tak by cykl mógł powstać przy Waszym udziale.

Na pierwszy ogień pójdzie origami: można je znaleźć bezpłatnie w Internecie i wydrukować na domowej drukarce. Wybredni spokojnie znajdą wersję „wypasioną”. Nasze zostało nabyte na Allegro za około 30 zł i zawiera 40 kartek z 16 wzorami. Gotowe z powodzeniem daje się wykorzystywać, jako zakładka do książki, lub figurka do dowolnej zabawy.

Składanie origami z dzieckiem, to nagroda polegająca na dawaniu dziecku swojego czasu i uwagi, czyli tych wartości, które często są deficytowymi. Koszt minimalny, a radości wiele. Będzie to zdecydowanie ten rodzaj nagrody, który obecnie nazywany jest „wysokiej jakości czasem spędzanym razem z dzieckiem”.

Maria Hrehorowicz