Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Czasami spotykam rodziców, którzy nie są pewni, czy to „normalne”, że ich dziecko płacze, lub krzyczy, gdy coś mu się nie podoba? Czy emocje ich pociech, aby na pewno nie są odrobinkę „za bardzo?”. Co mogą zrobić, żeby pomóc dziecku szybko się uspokoić?

Takie pytania wydają się wskazywać na duże zaangażowanie rodzica w opiekę nad swoją latoroślą, chęć zwiększenia świadomości i zrozumienia własnego dziecka, a zatem bardzo cieszą.

Emocje odczuwamy każdego dnia. Zarówno w dzieciństwie jak i dorosłości. Mimo to, wiele osób nie lubi się emocjami zajmować, a swoim dzieciom proponuje tę samą strategię. Nic w tym dziwnego. Zdecydowana część uczuć jest nieprzyjemnym doświadczeniem. Gwałtowne manifestacje emocji bywają kłopotliwe w różnych sytuacjach społecznych. Mówiąc inaczej, każdego dnia oddziałujemy na siebie nawzajem budząc w sobie i w innych ludziach kolejne uczucia. Wychodzimy z dzieckiem do sklepu po masło, dziecko krzyczy, że chce loda – jest w emocjach, obserwując je zastanawiamy się, czy mamy kupić tego przykładowego loda, czy nie – jesteśmy w emocjach, inni ludzie nam się przyglądają, może ktoś sobie coś pomyśli – poczuje emocje. My widzimy, że inni mogą zobaczyć, jak zmagamy się z dzieckiem w lodowym konflikcie – odczuwamy kolejne emocje. I tak dalej, i tak dalej, niekończąca się feeria różnych uczuć silniejszych, słabszych, przyjemnych lub przykrych.

Dzieci mają mniejszą zdolność do regulowania uczuć niż dorośli, więc często ich reakcje są bardzo wyraziste, co dla rodzica może po jakimś czasie stać się nieco uciążliwe. Nie dziwi więc pragnienie szybkiego załatwienia problemu szybimi: „nie płacz”, „przestań, „to tylko lód, już dzisiaj jadłeś”. Niestety szybko można się przekonać jak bardzo nieskuteczne bywają takie komunikaty, w myśl zasady, że jeżeli chcesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to cały dzień.

Zastanówmy się przez chwilę co mogłoby się stać, gdyby nasze dziecko, które właśnie otrzymało słodką kulkę i upuściło ją po trzech krokach od lodowej budki usłyszało od nas „Nie płacz, to tylko lód! Staliśmy dwadzieścia minut w kolejce, zrozum, że nie możemy drugi raz stać, bo nie zdążymy na ciuchcię.”?

Przychodzą mi do głowy różne scenariusze, ale raczej żaden nie zakłada dziecięcego uśmiechu, krótkiego „racja mamusiu” i dalszego spaceru z cudowną świadomością małej, dziecięcej rączki ufnie ściskającej moją dłoń.

Dlaczego zasada, że jeżeli próbujesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to prawdopodobnie cały dzień sprawdza się w relacjach z dziećmi? Myślę, że dlatego, że zakłada brak zrozumienia dla uczuć naszych milusińskich.

Co zatem możemy wstawić w miejsce „Nie płacz, to tylko lód” i dalszego „racjonalnego tłumaczenia”?

Gorąco zachęcam do spróbowania metody trzech kroków, gdzie:

Raz: jest to krótka obserwacja sytuacji: dziecku spadł lód i zaraz zaczęło płakać.

Dwa: nazwa emocji: smutek, żal

Trzy: na głos wypowiedziany opis tego, co właśnie zobaczyliśmy w krokach Raz i Dwa: „jest ci smutno, bo upadł ci lód…”

Cóż może odrzec mały człowiek, który usłyszał podobną oczywistość? Jest całkiem spora szansa, że odpowie „tak”, bo poczuje się zrozumiany, a poczucie bycia zrozumianym jest kluczowym elementem bliskich relacji.

Teraz mamy sporą szansę, że nasze dziecko skonstruuje krótką relację o tym czego doświadczyło. Warto oprzeć się pokusie zagadywania go, minimalizowania problemu czy podawania szybkich rozwiązań. Pozwólmy mu opowiedzieć co się stało z jego lodem, pomimo że przecież byliśmy tego świadkami. Możemy porozmawiać o tym, że to doprawdy okropne, że lody spadają, że też tak nam się kiedyś zdarzyło i również było nam bardzo przykro, a raz to nawet płakaliśmy, pofantazjować, że to lody to chyba uciekają przed buzią i nie chcą do brzuszka tylko na wolność. Pozwólmy naszemu dziecku opowiedzieć czego doświadczyło, a temperatura jego uczuć będzie spadać wraz z jego opowieścią.

Przełóżmy to jeszcze na świat dorosłych. Jak byśmy się poczuli, gdybyśmy usłyszeli biurową plotkę na swój temat, a ktoś bliski uraczyłby nas nieśmiertelnym „nie przejmuj się, to tylko praca”.

Co moglibyśmy poczuć, gdyby ta sama osoba zastosowała by metodę raz dwa trzy i spróbowała: „to przykre/wkurzające, że Cię obgadują.” Może nawet zachęciłoby nas to do skonstruowania opowieści na temat sytuacji w pracy i zregulowalibyśmy sobie przykre uczucia do zupełnie znośnego poziomu.

Nie zmieni to samej sytuacji, ale naszą zdolność do znoszenia tej sytuacji, w której aktualnie się znaleźliśmy.

W końcu, to tylko lód/praca, prawda?

Maria Hrehorowicz

Co jest pomiędzy dzieckiem a rodzicem (opiekunem), czyli co nieco o przywiązaniu


Dominika Roseclay

Dziecko niezwykła istota, owoc miłości, cud, skarb.

Ale czy tak było zawsze? Czy każdy o tym pamięta? Jak o ten skarb dbać, by powstał z niego cenny diament?

Przed i na początku XVIIIw. traktowano dziecko z dużą obojętnością, odmawiano czułości, bliskości i zainteresowania. Nikt nie zastanawiał się nad związkiem matki i dziecka, ani nad wpływem ich relacji na późniejsze życie potomka.
W II połowa XVIII możemy mówić o  początku zmiany myślenia. Dostrzeżono, że kobieta posiada naturalny instynkt macierzyński. Jest odpowiedzialna za rozwój swojego dziecka, powinna karmić je piersią.

Na przełomie XIX i XXw. S. Freud tłumaczył, że pierwsza relacja w życiu człowieka buduje się poprzez zaspokajanie przez matkę popędów dziecka, np. głodu. Dziecko uczy się organizować swoje doświadczenie poprzez kontakt z matką. Jednak najważniejsze było zaspokojenie potrzeb fizjologicznych dziecka.

W XXw etolodzy dostrzegli, że więź między matką a dzieckiem jest pierwotna oraz opiera się na czymś więcej niż jedynie na zaspokajaniu potrzeb fizycznych.

W drugiej połowie XX w J. Bowlby rozwijał swoją teorię przywiązania, na której dzisiaj bazujemy swoją wiedzę na temat rozwoju dziecka. 

Przywiązanie jest jak sznur niewidzialny, jak coś co przyciąga dziecko do opiekuna, coś co warunkuje, że dziecko będzie bezpieczne, przetrwa. 

Od prawidłowego przywiązania, od prawidłowej jakości i długości sznura będzie zależał prawidłowy rozwój oraz zdrowie psychiczne dziecka, jak i opiekuna. 

Więź między dzieckiem a opiekunem (najczęściej matką) rozwija się w kilku etapach.

Pierwszy zaczyna się od urodzenia i trwa około 6 tygodni. Podstawowym sygnałem jest niezróżnicowany płacz, to nim woła mamę, to nim walczy o przetrwanie. Niemowlę wydłuża kontakt przez wtulanie, ssanie, chwytanie. Kształtuje się podstawowe przywiązanie
Kolejny etap: 8-12 tydzień, kiedy życia dziecko zaczyna różnicować i preferować jednego opiekuna i kierowanie sygnałów do tej wybranej osoby. Kształtowanie właściwego przywiązania. 

Następna faza trwa do ukończenia 2 roku życia. – zachowania ukierunkowane na cel. Dziecko przewiduje zachowania opiekuna, a następnie dostosowuje swoje działania, aby zapewnić sobie obecność preferowanej osoby. Okazuje swoje przywiązanie przez podążanie za oddalającym się opiekunem, radosne witanie, poszukiwanie z nim bliskości. Przywiązanie w tym okresie stabilizuje się. 

Jeśli w ciągu pierwszych 3 lat życia nie powstanie więź, zagraża to późniejszym zdolnościom dziecka do tworzenia związków uczuciowych

W teorii przywiązania rolą opiekuna jest bycie „bezpieczną bazą”. Miejscem, osobą do której dziecko może uciec w trudnych chwilach. Dziecko spokojnie może eksplorować otoczenie, poznawać świat. Jest świadome i czuje się bezpiecznie, bo zawsze matka, ojciec zareagują na jego potrzeby. Chwili złej, niebezpiecznej przybiegnie, wtuli się i po ukojeniu swoich lęków wróci do eksploracji świata. Opiekun ma być dostępny dla dziecka, reagować adekwatnie na potrzeby dziecka.

Rodzic ma być także lustrem, odzwierciedleniem stanów emocjonalnych. To rodzic uczy dziecko nazywać i wyrażać to co przeżywa. Od pierwszych dni dziecko wpatruje się w twarz matki, naśladuje je. Matka obserwuje dziecko, nazywa to co widzi. Nazywa strach, nazywa złość, nazywa radość. Pomaga okiełznać te różne emocje.

Dzięki temu dziecko będzie kiedyś samo umiało rozpoznać i prawidłowo wyrazić emocje, będzie umiało także przekazać tę umiejętność swoim pociechom.

Pozabezpieczne przywiązanie może zakłócać postrzeganie świata. Jako niebezpieczne, zagrażające. Dziecko może reagować nadmiernym lękiem, bądź agresją do opiekuna, czy innych osób.

Manifestacją przywiązania osoby dorosłej jest małżeństwo „na dobre i na złe”, „w zdrowiu i chorobie”, co podkreśla potrzebę bezpiecznej bazy na całe życie. Kluczową rolę w wyborze partnera odgrywa nieświadomy, pierwotny system przywiązania.

Anna Malecka

Rozmawiaj z dzieckiem o uczuciach. O co w tym chodzi?

W ramach wszędobylskiej mody na psychologię często słyszę przekaz, że dobrze jest mówić o emocjach, lub też, że koniecznie trzeba rozmawiać z dzieckiem o uczuciach. Z samym przekazem się zgadzam, natomiast wydaje mi się, że nie jest on tak prosty do zrealizowania jakby się mogło wydawać. Niby wiem „że” mam z dzieckiem o tych uczuciach rozmawiać, ale bardzo długo nie wiedziałam „jak” mam to niby zrobić. Klasyczne piękno teorii przy nijakiej praktyce.

O co zatem chodzi w rozmawianiu z dzieckiem o uczuciach? Po co w ogóle miałabym to robić?

Pomyślmy przez chwilę jak myślimy? Możemy myśleć trochę obrazami – to znaczy, że jak myślę, że idę po południu do teściowej na grilla, to „widzę” w głowie coś w rodzaju obrazu z tym ogrodem, stołem postaciami, mogę widzieć jakiś ruch, możliwe, że mogę się przyjrzeć szczegółom. Możemy myśleć też słowami. Mogę myśleć językiem, w którym rozmawiam i są takie rzeczy, które łatwiej mi słowem określić jak np. „wkurzenie” czy „załamka” niż wyobrażać sobie obrazy. No i dzieci też ludzie, mają tak samo.

Moim zdaniem w rozmawianiu z dzieckiem o uczuciach początkowo chodzi o pokazanie związku pomiędzy słowem, a stanem. Bardzo chciałeś zjeść loda? Wkurzasz się, że nie można już tego piątego loda, co? Dzięki nazwie „złość”, „wkurzenie”, czy jakiego tam słowa macie ochotę użyć dziecko rozwija swoje zdolności myślowe i zamiast rozpoznawać sytuację jako „niefajną, złą beznadziejną” może wyodrębnić, co konkretnie takie przykre i niefajnie jest. A „to nieprzyjemne” to uczucie frustracji właśnie.

Mały tupie nogami, że chce gazetkę? Mówi, że jak mu nie kupisz jajka z czekolady to Cię nie zaprosi na swoje urodziny? A jak ty się czujesz, jak widzisz lody, a akurat jesteś na diecie? Albo bardzo, bardzo, bardzo fajne buty w promocji, gdy właśnie chciałeś spróbować minimalizmu? Jakbyś się czuł, gdyby ktoś ci powiedział, nie kupię ci lodów, bo masz schudnąć, albo nie możesz sobie kupić butów, bo teraz ćwiczysz minimalizm? Pewnie fajowo….

To jesteś druga funkcja mówienia o uczuciach – dają poczucie bycia zrozumianym, co się przekłada na poczucie bliskości, niezależnie od sytuacji zewnętrznej. Weźmy te lody. Gdy budka z lodami jest przed waszym wzrokiem. W dodatku bardzo ładna, elegancka, ze stolikami z parasolkami i dodatkowo ozdobiona automatycznie puszczanymi, mydlanymi banieczkami. I chcecie te lody (znaczy jesteście pod wpływem impulsu), to który przekaz bardziej do Was trafia:

1.„lody są niezdrowe, dziś już były trzy porcje”

Czy raczej:

2. „chce ci się lody zjeść, co nie?”

Często okazuje się, że nie trzeba zawsze mówić ludziom co mają robić. Często sama zasada już jest znana, np. „jedzenie lodów na diecie, to kiepski pomysł – osłabia dietę”, albo „mama pozwala mi jeść tylko jednego loda dziennie”, albo „mogę małego”, albo „bajka jest w soboty”. To, co jest ważne w sytuacji gdy jesteśmy pod wpływem impulsu to poczucie, że ktoś bliski rozumie co się z nami dzieje. Dzieci też ludzie, mają tak samo.

Gdy spróbowałam pierwszy raz nazwać uczucie dziecka, zamiast tłumaczyć mu jak ma żyć efekt przerósł moje oczekiwania. Przetestowałam skuteczność później na mężu, teściowej i było tak samo – działa niezależnie od wieku. Myślę, że warto spróbować 😊

Maria Hrehorowicz