Dziecko smutne, a może ma depresję?

Z czym się kojarzy depresja?
– smutek, obniżony nastrój, brak chęci do aktywności. Tak to są cechy charakterystyczne. Jednak rozpatrując je łatwo pomylić depresje z chandrą lub tzw. „dołem”
Depresja to także bezsenność, poczucie i urojenia winy „wszystko przeze mnie”,  to także omamy słuchowe mówiące o byciu złym, beznadziejnym. Jest różnica prawda?

12 latek mówi „po co mam się starać i tak nic to nie zmieni?” „Lepiej, żeby mnie było”. W kontaktach z rówieśnikami zaznacza się wycofanie, ale także agresja. Dziecko siedmioletnie przestało czerpać radość z zabawy, nie ma zainteresowań, mimo, że wcześniej chciało wiele. Teraz jest drażliwe, agresywne, czasem autoagresywne. Są to sygnały alarmowe. Trzeba się przyjrzeć takiemu dziecku i skontaktować się ze specjalistą.
W innej sytuacji, gdy Starsza siedmioletnia mówi „mamą jestem smutna, nie mam po co żyć” – zapala się lampka ostrzegawcza i drążę temat. Co lubisz robić? „Grać na klarnecie i w piłkę”. Można odetchnąć z ulgą. Po przytuleniu, rozmowie i zjedzeniu czegoś smacznego humor się poprawił, zaczęła się bawić i śmiać. Byłam już spokojna – to nie objaw depresji, tylko chwilowa chandra – typowa dla dziecka siedmioletniego.

Objawy depresji u dzieci:
– obniżony nastrój
– utrata zainteresować, unikanie spotkań z rówieśnikami
– zobojętnienie, apatia, nuda
– bezsenność
– drażliwość: dzieci nie tolerują krytyki, uwag, łatwo się denerwują, mogą także być agresywne
– uczucie niepokoju, lęku bez istotnej przyczyny
– myślenie depresyjne, przeświadczenie o beznadziejności, bezużyteczności
– działania autodestrukcyjne i autoagresywne
– myśli i tendencje samobójcze
– u starszych dzieci stosowanie używek: alkohol, narkotyki
– objawy psychotyczne: najczęściej omamy słuchowe, głosy krytykujące, mówiące o beznadziejności
– dolegliwości bólowe: bóle brzucha, bóle głowy i inne dolegliwości somatyczne, które mogą być dominującym objawem

Problemy szkolne w przebiegu depresji:
– pogorszenie wyników w nauce
– brak chęci do nauki
– lęk przed szkołą
– konflikty z rówieśnikami
– agresja

Jeśli Twoje dziecko z radosnego stało się smutne, jeśli ma któreś z wymienionych objawów zwróć się o pomoc do specjalisty. Zacznij od psychologa, jeśli będzie dalej widział coś niepokojącego pójdź do psychiatry. Zacznij od pilnej konsultacji psychiatrycznej, gdy omamy słuchowe każą dziecku zrobić sobie krzywdę, lub gdy jego objawy znacząco utrudniają funkcjonowanie w szkole i w domu.

Jak często?
Mało kto kojarzy depresję u dzieci, jednak wg badań u osób przedpokwitaniem depresja występuje w ok 0,2-1,5 %, u adolescentów nawet do 15%. Dlatego nie warto bagatelizować sygnałów alarmowych.

Leczenie.
W przypadku łagodnych epizodów skuteczna jest psychoterapia. Dlatego warto być w kontakcie z psychologiem lub psychoterapeutą. Jednak w depresji o ciężkim przebiegu jak również w depresji z objawami psychotycznymi warto dosyć szybko włączyć leczenie farmakologiczne, żeby zmniejszyć ryzyko samobójstwa.

Leki antydepresyjne nie uzależniają. To nie są leki uspokajające. Mają za zadanie powstrzymać uciążliwe objawy. Mają za zadanie uratować dziecko.

Życzę wam radosnych dzieciaczków

Anna Maleckahttp://bonalabor.pl/poradnia/zespol/

Bibliografia:
1. Duża depresja – pojedynczy epizod. Nawracająca duża depresja. Dystymia. Jolanta Rebe Jabłońska w Psychiatria Dzieci i Młodzieży pod red. Ireny Namysłowskiej.
2. http://pediatria.mp.pl/choroby/psychiatria/show.html?id=81302
3. http://www.psychiatria.pl/artykul/depresja-u-dzieci-kiedy-podejrzewac-i-jak-postepowac/3054.html

Czy można zabierać punkty? – dyżurne pytanie w gabinecie psychologa

Co jakiś czas mam okazję rozmawiać z rodzicami małych dzieci: wczesnoszkolnych i przedszkolnych. Różne przyczyny ich sprowadzają: zwiększone obawy, nagła zmiana w zachowaniu, a niekiedy coś co określane bywa „on/ona mnie nie słucha”. Zwykle ciekawi mnie w takich sytuacjach, co rodzice mają na myśli mówiąc o nieposłuszeństwie. Każda rodzina jest inna, więc zwykle dość długo rozmawiamy zanim, nabieram przekonania, że mam jako takie wyobrażenie, na temat relacji między ludźmi, których słucham. Często pytam o to, czy stosują oni, lub czy próbowali stosować tgz. „tablicę motywującą” czyli metodę żetonową polegającą na nagradzaniu tego, czego chcemy dziecka nauczyć. Jeżeli okazuje się, że nie to opisuję po krótce jak ma wyglądać taka tablica i zachęcam do wypróbowania jej przez jakiś okres czasu, po to by zarówno rodzice jak i dzieci mogli przetestować na własnej skórze jej działanie. Ustalamy wspólnie możliwą listę nagród, określamy ilość punktów jakie dziecko ma zebrać, spisujemy co konkretnie będziemy nagradzać, przekazujemy dziecku, czego dzięki punktom chcemy je nauczyć itd.

Wtedy pojawia się dyżurne pytanie:

„Czy można zabierać punkty?”

Skąd w nas taka potrzeba karania naszych dzieci? Przecież wiemy, że najskuteczniejszą na dzień dzisiejszy metodą uczenia czegokolwiek drugiego człowieka jest nagradzanie podejmowanych przez niego wysiłków w pożądanym przez nas kierunku. Może kiedyś wpadniemy na lepszy sposób, ale w chwili, gdy to piszę mamy właśnie taki.

O co chodzi rodzicom, którzy często nie spróbowali jeszcze usystematyzować nagród, a już myślą o tym, by karać?

Chwilę się nad tym zastanawiałam i świta mi w głowie pewien pomysł. Odpowiedzią może być uczucie, które często próbuje zostać kapitanem okrętu ludzkiego umysłu. Myślę tu o lęku.

„Jeżeli będę go tylko nagradzał, to stanie się rozpieszczony i wyrośnie na złego człowieka”, „Jeżeli nie ukarzę go, gdy napyskował, zrobi to znowu, ale bardziej”; „Co będzie następne? Będzie brał narkotyki i upijał się w rowie, a ja sobie z nim nie poradzę” Obecność takich wątpliwości nie jest niczym zaskakującym, ani nieprawidłowym. Troszczymy się o nasze dzieci, więc obawy mają prawo się pojawić. Jeżeli jednak pojawiają się w postaci galopującego zamartwiania się o przyszłość (jeżeli nie nauczę jej ścielić łóżka, to zostanie bałaganiarą, a to później sprawi, że w jej związku będą konflikty i się rozwiedzie), lub też sztywnego kursu w postaci dawnych, nieefektywnych zachowań (Co on zrobił?! Jeżeli nie zabiorę mu punktów to nigdy się nie nauczy!!!) to może być znak, że lęk próbuje przejąć stery nad naszym statkiem.

„Cóż mam więc robić, jeżeli nie mogę zabierać punktów? Co mi zostanie? Stracę kontrolę.” W obliczu lęku, nagle przestają mieć znaczenie argumenty, że podobno nagrody uczą sprawniej. Nie trafia wówczas do nas przykład tego, jak my się czujemy, gdy sami dostajemy karę od życia, czy choćby od szefa. Czy zawsze mamy ochotę przemyśleć swoje zachowanie? Czy raczej przeżywamy złość na otoczenie i tego, kto naszym zdaniem tak okropnie nas potraktował?

Odpowiadając na pytanie stawiane tak często w gabinecie, a dziś w tytule: „Czy można zabierać punkty?” Można, ale nie ma to większej wartości. Szansa na to, że nasze dziecko pozbawione punktu przemyśli swoje zachowanie i mocno postanowi się poprawić, są naprawdę nikłe. Chyba, że zabranie punktu ma służyć rozładowaniu naszych uczuć – wówczas faktycznie ma szanse pomóc, jednakże dziecku nie przyniesie to żadnej korzyści. Gdy wprowadzamy system nagród, spróbujmy najpierw nagród. Nie kar. Pozwólmy naszym dzieciom zdobywać punkty szybciej lub wolniej. Samo odroczenie nagrody jest często zupełnie wystarczającą karą .

Maria Hrehorowicz

Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Raz Dwa Trzy – Sytuacja Emocja Opis

Czasami spotykam rodziców, którzy nie są pewni, czy to „normalne”, że ich dziecko płacze, lub krzyczy, gdy coś mu się nie podoba? Czy emocje ich pociech, aby na pewno nie są odrobinkę „za bardzo?”. Co mogą zrobić, żeby pomóc dziecku szybko się uspokoić?

Takie pytania wydają się wskazywać na duże zaangażowanie rodzica w opiekę nad swoją latoroślą, chęć zwiększenia świadomości i zrozumienia własnego dziecka, a zatem bardzo cieszą.

Emocje odczuwamy każdego dnia. Zarówno w dzieciństwie jak i dorosłości. Mimo to, wiele osób nie lubi się emocjami zajmować, a swoim dzieciom proponuje tę samą strategię. Nic w tym dziwnego. Zdecydowana część uczuć jest nieprzyjemnym doświadczeniem. Gwałtowne manifestacje emocji bywają kłopotliwe w różnych sytuacjach społecznych. Mówiąc inaczej, każdego dnia oddziałujemy na siebie nawzajem budząc w sobie i w innych ludziach kolejne uczucia. Wychodzimy z dzieckiem do sklepu po masło, dziecko krzyczy, że chce loda – jest w emocjach, obserwując je zastanawiamy się, czy mamy kupić tego przykładowego loda, czy nie – jesteśmy w emocjach, inni ludzie nam się przyglądają, może ktoś sobie coś pomyśli – poczuje emocje. My widzimy, że inni mogą zobaczyć, jak zmagamy się z dzieckiem w lodowym konflikcie – odczuwamy kolejne emocje. I tak dalej, i tak dalej, niekończąca się feeria różnych uczuć silniejszych, słabszych, przyjemnych lub przykrych.

Dzieci mają mniejszą zdolność do regulowania uczuć niż dorośli, więc często ich reakcje są bardzo wyraziste, co dla rodzica może po jakimś czasie stać się nieco uciążliwe. Nie dziwi więc pragnienie szybkiego załatwienia problemu szybimi: „nie płacz”, „przestań, „to tylko lód, już dzisiaj jadłeś”. Niestety szybko można się przekonać jak bardzo nieskuteczne bywają takie komunikaty, w myśl zasady, że jeżeli chcesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to cały dzień.

Zastanówmy się przez chwilę co mogłoby się stać, gdyby nasze dziecko, które właśnie otrzymało słodką kulkę i upuściło ją po trzech krokach od lodowej budki usłyszało od nas „Nie płacz, to tylko lód! Staliśmy dwadzieścia minut w kolejce, zrozum, że nie możemy drugi raz stać, bo nie zdążymy na ciuchcię.”?

Przychodzą mi do głowy różne scenariusze, ale raczej żaden nie zakłada dziecięcego uśmiechu, krótkiego „racja mamusiu” i dalszego spaceru z cudowną świadomością małej, dziecięcej rączki ufnie ściskającej moją dłoń.

Dlaczego zasada, że jeżeli próbujesz załatwić coś w trzy minuty, zajmie ci to prawdopodobnie cały dzień sprawdza się w relacjach z dziećmi? Myślę, że dlatego, że zakłada brak zrozumienia dla uczuć naszych milusińskich.

Co zatem możemy wstawić w miejsce „Nie płacz, to tylko lód” i dalszego „racjonalnego tłumaczenia”?

Gorąco zachęcam do spróbowania metody trzech kroków, gdzie:

Raz: jest to krótka obserwacja sytuacji: dziecku spadł lód i zaraz zaczęło płakać.

Dwa: nazwa emocji: smutek, żal

Trzy: na głos wypowiedziany opis tego, co właśnie zobaczyliśmy w krokach Raz i Dwa: „jest ci smutno, bo upadł ci lód…”

Cóż może odrzec mały człowiek, który usłyszał podobną oczywistość? Jest całkiem spora szansa, że odpowie „tak”, bo poczuje się zrozumiany, a poczucie bycia zrozumianym jest kluczowym elementem bliskich relacji.

Teraz mamy sporą szansę, że nasze dziecko skonstruuje krótką relację o tym czego doświadczyło. Warto oprzeć się pokusie zagadywania go, minimalizowania problemu czy podawania szybkich rozwiązań. Pozwólmy mu opowiedzieć co się stało z jego lodem, pomimo że przecież byliśmy tego świadkami. Możemy porozmawiać o tym, że to doprawdy okropne, że lody spadają, że też tak nam się kiedyś zdarzyło i również było nam bardzo przykro, a raz to nawet płakaliśmy, pofantazjować, że to lody to chyba uciekają przed buzią i nie chcą do brzuszka tylko na wolność. Pozwólmy naszemu dziecku opowiedzieć czego doświadczyło, a temperatura jego uczuć będzie spadać wraz z jego opowieścią.

Przełóżmy to jeszcze na świat dorosłych. Jak byśmy się poczuli, gdybyśmy usłyszeli biurową plotkę na swój temat, a ktoś bliski uraczyłby nas nieśmiertelnym „nie przejmuj się, to tylko praca”.

Co moglibyśmy poczuć, gdyby ta sama osoba zastosowała by metodę raz dwa trzy i spróbowała: „to przykre/wkurzające, że Cię obgadują.” Może nawet zachęciłoby nas to do skonstruowania opowieści na temat sytuacji w pracy i zregulowalibyśmy sobie przykre uczucia do zupełnie znośnego poziomu.

Nie zmieni to samej sytuacji, ale naszą zdolność do znoszenia tej sytuacji, w której aktualnie się znaleźliśmy.

W końcu, to tylko lód/praca, prawda?

Maria Hrehorowicz

Co jest pomiędzy dzieckiem a rodzicem (opiekunem), czyli co nieco o przywiązaniu


Dominika Roseclay

Dziecko niezwykła istota, owoc miłości, cud, skarb.

Ale czy tak było zawsze? Czy każdy o tym pamięta? Jak o ten skarb dbać, by powstał z niego cenny diament?

Przed i na początku XVIIIw. traktowano dziecko z dużą obojętnością, odmawiano czułości, bliskości i zainteresowania. Nikt nie zastanawiał się nad związkiem matki i dziecka, ani nad wpływem ich relacji na późniejsze życie potomka.
W II połowa XVIII możemy mówić o  początku zmiany myślenia. Dostrzeżono, że kobieta posiada naturalny instynkt macierzyński. Jest odpowiedzialna za rozwój swojego dziecka, powinna karmić je piersią.

Na przełomie XIX i XXw. S. Freud tłumaczył, że pierwsza relacja w życiu człowieka buduje się poprzez zaspokajanie przez matkę popędów dziecka, np. głodu. Dziecko uczy się organizować swoje doświadczenie poprzez kontakt z matką. Jednak najważniejsze było zaspokojenie potrzeb fizjologicznych dziecka.

W XXw etolodzy dostrzegli, że więź między matką a dzieckiem jest pierwotna oraz opiera się na czymś więcej niż jedynie na zaspokajaniu potrzeb fizycznych.

W drugiej połowie XX w J. Bowlby rozwijał swoją teorię przywiązania, na której dzisiaj bazujemy swoją wiedzę na temat rozwoju dziecka. 

Przywiązanie jest jak sznur niewidzialny, jak coś co przyciąga dziecko do opiekuna, coś co warunkuje, że dziecko będzie bezpieczne, przetrwa. 

Od prawidłowego przywiązania, od prawidłowej jakości i długości sznura będzie zależał prawidłowy rozwój oraz zdrowie psychiczne dziecka, jak i opiekuna. 

Więź między dzieckiem a opiekunem (najczęściej matką) rozwija się w kilku etapach.

Pierwszy zaczyna się od urodzenia i trwa około 6 tygodni. Podstawowym sygnałem jest niezróżnicowany płacz, to nim woła mamę, to nim walczy o przetrwanie. Niemowlę wydłuża kontakt przez wtulanie, ssanie, chwytanie. Kształtuje się podstawowe przywiązanie
Kolejny etap: 8-12 tydzień, kiedy życia dziecko zaczyna różnicować i preferować jednego opiekuna i kierowanie sygnałów do tej wybranej osoby. Kształtowanie właściwego przywiązania. 

Następna faza trwa do ukończenia 2 roku życia. – zachowania ukierunkowane na cel. Dziecko przewiduje zachowania opiekuna, a następnie dostosowuje swoje działania, aby zapewnić sobie obecność preferowanej osoby. Okazuje swoje przywiązanie przez podążanie za oddalającym się opiekunem, radosne witanie, poszukiwanie z nim bliskości. Przywiązanie w tym okresie stabilizuje się. 

Jeśli w ciągu pierwszych 3 lat życia nie powstanie więź, zagraża to późniejszym zdolnościom dziecka do tworzenia związków uczuciowych

W teorii przywiązania rolą opiekuna jest bycie „bezpieczną bazą”. Miejscem, osobą do której dziecko może uciec w trudnych chwilach. Dziecko spokojnie może eksplorować otoczenie, poznawać świat. Jest świadome i czuje się bezpiecznie, bo zawsze matka, ojciec zareagują na jego potrzeby. Chwili złej, niebezpiecznej przybiegnie, wtuli się i po ukojeniu swoich lęków wróci do eksploracji świata. Opiekun ma być dostępny dla dziecka, reagować adekwatnie na potrzeby dziecka.

Rodzic ma być także lustrem, odzwierciedleniem stanów emocjonalnych. To rodzic uczy dziecko nazywać i wyrażać to co przeżywa. Od pierwszych dni dziecko wpatruje się w twarz matki, naśladuje je. Matka obserwuje dziecko, nazywa to co widzi. Nazywa strach, nazywa złość, nazywa radość. Pomaga okiełznać te różne emocje.

Dzięki temu dziecko będzie kiedyś samo umiało rozpoznać i prawidłowo wyrazić emocje, będzie umiało także przekazać tę umiejętność swoim pociechom.

Pozabezpieczne przywiązanie może zakłócać postrzeganie świata. Jako niebezpieczne, zagrażające. Dziecko może reagować nadmiernym lękiem, bądź agresją do opiekuna, czy innych osób.

Manifestacją przywiązania osoby dorosłej jest małżeństwo „na dobre i na złe”, „w zdrowiu i chorobie”, co podkreśla potrzebę bezpiecznej bazy na całe życie. Kluczową rolę w wyborze partnera odgrywa nieświadomy, pierwotny system przywiązania.

Anna Malecka